23 września 2012

Maszynka strzyżaca Philishave

Tym razem skromniutko. Nadłamał się kabel zasilający w takowej maszynce i trzeba było ją otworzyć, żeby kabelek skrócić i jakoś to g. naprawić.
Dokładne oględziny nie ujawniły żadnych śrubek, więc sekcji musiał dokonać tępy scyzoryk. Śrubek faktycznie nie ma, a dołączone zdjęcie przedstawia rozmieszczenie i układ zatrzasków. Publikuję to "osiągnięcie", bo gdybym z góry wiedział jak ustawione są te zatrzaski, to może bym nic nie ułamał.
Na uwagę zasługuje to "szare, prostopadłościenne". To po prostu kawałek stali. Po nic. Tylko ciężar. Pewno żeby zabawka nadmiernie nie wibrowała. Oczywiście wyrzuciłem, bo jedynym tego żelastwa efektem jest skuteczniejsze zniszczenie maszynki w razie upadku na podłogę. My, starzy naprawiacze wiemy już, że od 10 lat producenci absolutnie nie są zainteresowani długowiecznością swoich produktów.
Przy okazji rozprucia maszynki warto do wnętrza silnika psiknąć wudekiem, a panewki wału napuścić kroplą oleju wrzecionowego.

14 lipca 2012

Regeneracja materaca sprężynowego (bonellowego).

Materac kupiony parę lat temu w Jysku, wcale nie "z najniższej półki" zaczął niemiłosiernie gnieść mnie drucianymi sprężynami tu-i-ówdzie (zwłaszcza ówdzie), uznałem więc, że trzeba coś z tym zrobić. Rozmowa z pobliskim tapicerem streszczała się do kwestii "300-400zł", dodatkowo wiązała się z przewożeniem materaca 200x140cm na dachu, bo moje auto niestety nie ma rozkładanych siedzeń, a i to by niewiele pomogło. Gwoździem do trumny tej ścieżki było hasło pana tapicera "do września nie przyjmuję zleceń". Postanowiłem więc wziąć byka za rogi i zregenerować materac samodzielnie.
Pooglądałem w sieci przekroje różnych materacy. Uznałem, że na sprężynach chcę mieć 3 warstwy: filc tapicerski (szary), matę kokosową i piankę (gąbkę). Nie natknąłem się na przykład użycia jeszcze juty, pomiędzy sprężynami, a filcem, choć wydaje mi się to sensowne, aby przy ruchach użytkownika druty sprężyn nie niszczyły tego, co leży wprost na nich.
Rozejrzałem się po internetowych sklepach z materiałami tapicerskimi i serwisach aukcyjnych. Mój materac ma wymiary 200x140cm. Stosowna mata kokosowa kosztowała ~60zł, pianka (typ T30, czyli dość mięsista, najlżejsza, to T19 - czyli 19kg/m3) grubości 2cm - ok 35zł, filc również ok. 30zł. I tutaj pierwsza istotna wskazówka: Jeśli Twój materac ma wymiary "po zewnętrznej" 200x140, to piankę (gąbkę), owszem, potrzebujesz w tym właśnie wymiarze, ale filc i matę kokosową już o 10cm mniejszą, czyli 190x130.
Ponieważ "pruć" zamierzałem dopiero następnego dnia, to tego dnia wieczorem położyłem matę kokosową i piankę na materacu, po czym oblekłem prześcieradłem z gumką. Efekt był imponujący! Uzyskałem równą, gładką, twardą jak chciałem powierzchnię materaca. Na moje oko mogłoby tak zostać na kolejne parę lat. Jedynie zmiana prześcieradła byłaby nieco bardziej uciążliwa, niż zazwyczaj.
Następnego dnia po obejrzeniu materaca okazało się, że pokrowiec na moim materacu ma zamek błyskawiczny, czyli da się go zdjąć, a co ważniejsze: ponownie założyć. Gdyby się nie dało, to stosowny pokrowiec można również pozyskać w sieci, czy jakiejś C**oramie za ok. 130zł.
Zdjąłem więc pokrowiec, wrzuciłem do pralki i bezceremonialnie oderwałem z jednej strony materaca dość już podniszczoną gąbkę. Mata kokosowa w miejscach najbardziej obciążonych (czyli pod d., mówiąc wprost) była w stanie resztkowym.
Przyciąłem (przyznam: nieodpowiednio, bo przyciąłem za mało) filc i kokos, po czym przyszyłem do sprężyn w 6 miejscach. Pewno niepotrzebnie. Przy okazji odkryłem, że ten podniszczony kokos można było wykorzystać. Można było oderwać również drugą powierzchnię materaca, przesunąć kokos o 5cm po skosie, dołożyć ten stary z drugiej strony również przesunięty o 5cm w przeciwnym kierunku, ew. dołożyć jutę lub filc, dać nową gąbkę - i za ćwierć ceny mieć zregenerowany materac po obu stronach.
Przyszła pora na poskładanie tego na powrót. Oszczędzę Wam opisów moich eksperymentów i nienajtrafniejszych rozwiązań. Przejdźmy do wniosków. Trzeba się zaopatrzyć w klej tapicerski do pianki, może to być np. "Bonatap". Fajnie byłoby, gdyby to był klej wyciskany z tuby, jak silikon. Dobrze byłoby również mieć czym przycisnąć materac na całej powierzchni, choć w mieszkaniu, w amatorskich warunkach trochę to trudne. Ja - szyłem cienkim sznurkiem "na okrętkę", zeszło mi z godzinkę. To klejenie i tak wydaje mi się tylko po części potrzebne, bo pokrowiec i tak trzyma wszystko "w kupie". Nakładanie pokrowca, to kolejne wyzwanie. Wybaczcie porównanie, ale trzeba go założyć jak prezerwatywę. Tzn. najpierw starannie zwinąć od otworu z zamkiem ku tyłowi. Trzeba to robić w dwie osoby. Potem, poczynając od "tylnego" końca, nakłada się pokrowiec na materac rozwijając po kawałku, ciągnąc "jak psa za łeb", układając szwy na krawędziach i mocując się z oporną materią. Przy okazji modlić się, aby nie okazało się, że pokrowiec skurczył się w praniu, bo wtedy przechlapane.
Efekt końcowy - dla mnie imponujący, choć to było pierwsze podejście i popełniłem parę błędów. Było warto!





13 czerwca 2011

Naprawa baterii kulowej - wymiana, naprawa głowicy


Dziś tylko i czysto technicznie dokładnie na temat.
Zatarła mi się głowica w baterii kulowej w umywalce. Problem. Banalny, bom-wszak-inżynier(em).
Najpierw zapytałem znajomego hydraulika, któren świadczy usługi dla firmy, którą kieruję (budżet na takie usługi rzędu 50kpln rocznie i mnóstwo ważniejszych spraw). Odpowiedź "panie, tego nie warto naprawiać, trza kupić nową baterię" przyjąłem do wiadomości i czekałem, aż się bateria całkiem sp...y(i).
W międzyczasie próbowałem ją rozebrać. Po wyjęciu czerwono-niebieskiej zaślepki nie-za-bałdzo było w co wetknąć śrubokręt (czy inbus). Czekałem. Po paru tygodniach uchwyt (rękojeść) baterii odpadł i można było zabrać się do problemu bez zbędnych obiekcji.

No i tutaj już mogę zacząć instruktaż.
Po pierwsze primo, jak już gdzieś pisano - pod tą zaślepką jest wkręcany sworzeń, który ma utwierdzić uchwyt na końcówce głowicy. To wkręt bez łba o Ø4 (ok.) zazwyczaj z gniazdem pod płaski wkrętak, rzadziej pod inbus. W moim przypadku był on już wykręcony i latał sobie gdzieś-tam w środku luzem. To dlatego wkrętak nie chciał mi się tam o nic zaczepić.
Aby dobrać się do głowicy zazwyczaj trzeba najpierw odkręcić ozdobny pierścień, często plastikowy, więc na początek proponuję spróbować ręką. Poniżej jest właściwy pierścień mocujący głowicę, u mnie to było z sześciokątnym łbem 28mm, który można złapać "żabką" lub nawet ręką. Po odkręceniu dostajemy do ręki głowicę. Istotna uwaga: przed tym ruchem wskazane jest zakręcić wodę i ciepłą i zimną, jeśli chcemy uniknąć nieplanowanego prysznica i malowania pomieszczenia.
Głowiczka wygląda jak na załączonym zdjęciu.

Wbrew pozorom głowica jest zarówno rozbieralna, jak i naprawialna. Nie wierzcie fachowcom! Głowiczka do mojej baterii w sklepiku na osiedlu kosztowała 21zł.

Moja głowica zatarła się zapewne z powodu rozmaitego "syfu" dostarczanego do niej wraz z wodą, którą pijemy. Aż-chce-się przytoczyć pewien "humor zeszytów": witaminy, to są drobne zwierzątka, które znajdujemy czasem w sałacie (to było dawno, jak kupowaliśmy sałatę niepryskaną). Analogicznie: "mikroelementy, są to drobiny, które powodują zacieranie głowic w naszych kranach". Tak, q... kranach! Wszak lejemy do czajnika "wodę z kranu",a nie z "kurka czerpalnego". Podobnie, to wielkie na budowie, które podnosi płyty, to jest dźwig, a nie kran. A to, czym jedziemy na 10 piętro, to jest winda, a nie dźwig. A to, czym podnosimy grotżagiel kręcąc korbą, to jest kołowrót, a nie winda. To wszystko twierdzę pomimo, iż jestem inżynierem ;)
Jakoś-tak dziwnie się złożyło, że po rozłożeniu moja bateria (czy kran) zaczęła pracować gładko.

Aby rozebrać głowicę należy odblokować zatrzaski (punkt "A" na zdjęciu). Trzeba to robić ostrożnie, bo producenci przewidzieli jednorazowy montaż głowicy i zerorazowy demontaż. W każdym razie wsunięcie wąskiego śrubokręta od góry (wg zdjęcia, bo "normalnie" to jest zamontowane odwrotnie) powoduje rozerwanie zaczepu. Głowica nadal nie jest zepsuta, bo po dociśnięciu ww pierścieniem trzyma się kupy i spełnia swoje zadanie.

Gdy próbowałem zamontować moją nową "zamienną" głowicę, to okazało się, że występy pozycjonujące ("B" na zdjęciu) mają większą średnicę, niż odpowiednie gniazda w baterii. Myślałem o starannym obstruganiu występów do mniejszej średnicy przy użyciu ostrego noża, ale wybrałem wersję z rozwierceniem gniazd do pożądanej średnicy. Wszystko oczywiście odbyło się bez odkręcania baterii.

29 stycznia 2010

iPad - wypad

Wczoraj (przedwczoraj) dużo szumu na temat nowego gadżetu od Apple.

Obejrzałem Stefcia Roboty i jestem zniesmaczony.

Nie wiem komu, jakiej grupie odbiorców to ustrojstwo jest dedykowane. Zgaduję, że chyba gimnazjalistom. Jest za duże, aby nosić je w kieszeni, więc trzeba je nosić w teczce (aktówce/plecaku). Przy tym założeniu iPad nie ma żadnej przewagi nad małym laptopem, czy netbookiem. Jest dość lekkie, ale skoro i tak trzeba nosić w plecaku, to ten plecak zazwyczaj już czymś-tam jest załadowany i ciężar elektonicznego gadżetu jest drugorzędny.
Skoro jest tak duże (wielkość prawie A4), to powinno być giętkie. Może niekoniecznie aż do możliwości zwinięcia w rulonik, ale przynajmniej odporne na "brutalne traktowanie". Szkoda, że nie zastosowano technologii e-Paper/e-Ink, która lepiej się sprawdza w warunkach przypadkowego oświetlenia.
Gdybym to dostał np. w prezencie, to starałbym się jak najszybciej sprzedać, zanim straci na wartości.

W 1989r, gdy obejrzałem dokładnie dBase IV od Ashton-Tate'a, to wyprorokowałem, że firma się na tym produkcie przekręci. Moim zdaniem powinni byli wtedy inwestować w dobrze zapowiadający się pakiet Framework. dBase i A-T upadło. Apple nie upadnie, ale brutalne wciskanie rynkowi produktu, który nic nowego nie wnosi - będzie ich sporo kosztowało.

Na marginesie "kamyczek" polskim żurnalistom (głównie radiowym). Uparcie wymawiają nazwę tego gadżetu jako "ajpad". Ośmielam się podkreślić, zauważyć, że powino się wymawiać [ajpaed] , czyli bardziej "ajped". (Przepraszam, ale brak mi uporu, aby szukać po necie sposobu wstawiania do tekstu znaków transkrypcji fonetycznej)

28 stycznia 2010

Fakty i akty

Pamiętacie? Był taki film z Hoffmanem i de Niro.
Dzisiaj przed komisja hazardową zeznawał główny bohater, "Miro".
Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym dniu Kaszub oświadczył, że nie będzie kandydował . Wierzycie w takie zbiegi okoliczności? Kupa śmiechu.

16 stycznia 2010

Narciarska sobota


Dziś (styczniowa sobota) w mediach huczy o konieczności używania kasków podczas jazdy na nartach. Zapytałbym panów i panie pismaków (żurnalistów telewizyjnych chyba należałoby określać nieco inaczej?) ile im obiecali producenci kasków? Podobnie, jak zapytałbym miesiąc temu pana RPO ile obiecali mu producenci szczepionek za naciskanie na rządowy zakup tychże.


Wierzę, że kask chroni przed pewnymi urazami. Pracowałem w kopalni i nie raz "błogosławiłem" hełm. Hełm chroni np. przed uderzeniem ostrym przedmiotem w głowę (lub odwrotnie) lub uderzeniem przez spadający z góry niewielki kamień. Przed uderzeniem całym ciężarem ciała przy prędkości ~40km/g głową w drzewo - już nie chroni. Wtedy łamie się kark.
Jednak my tu nie o tym.
Najważniejsze - że narciarz, jeśli nie używa kasku - zaszkodzić może jedynie sobie(!) i nikomu innemu. Oczywiście znajdą się nawiedzeni, którzy powiedzą, że taka ofiara wypadku obciąża naszą niewydolną "służbę" zdrowia - ale wszak myśmy się nie prosili o przymusowe ubezpieczenia zdrowotne! Kazali nam, to niech sobie teraz radzą.
Jednak my tu nie o tym.


Za chwilę ta banda nakaże nam uprawiać seks wyłącznie z prezerwatywą, głaskać kota w gumowych rękawiczkach, zabroni jeść wieprzowinę, używać alkoholu i [za mało mam wyobraźni aby wymyślić co jeszcze]. Czy wtedy nadal będziecie czuli się wolnymi ludźmi? Czy może bliżej Wam będzie do bydła trzymanego na postronku aby nie polazło w szkodę?

W cesarstwie rzymskim niewolnicy mieli więcej swobody.

Czy zamierzacie to tolerować w nieskończoność? Czy może podobnie jak ja uważacie, że za pomocą paru kilodżuli zaaplikowanych kończyną dolną w okolice sempiterny należy nadać im stosowny egzotropizm?

3 grudnia 2009

Kursantka nauki jazdy skazana za wypadek.

Tym razem o sprawie bieżącej.


Sąd w Radzyniu skazał na półtora roku w zawiasach kursantkę, która pod okiem instruktora spowodowała wypadek i zabiła dwie osoby. Bo jechała za szybko.
Logika wskazywałaby, że można byłoby uznać ją za winną, gdyby np. nieoczekiwanie skręciła na przeciwległy pas. To byłoby głupotą niedopuszczalną i karygodną. Jednak kursantka nie może wiedzieć jaka prędkość w danych warunkach jest bezpieczna i odpowiednia. Od tego jest instruktor. Gdyby było inaczej - to po cóż byłoby "prawo jazdy" ?

Prawo (to, co mamy w Polsce wolę nazywać lewo) jakie jest - każdy widzi. Tworzone przez przypadkowych i skorumpowanych parlamentarzystów, egzekwowane przez źle opłacaną i równie skorumpowaną policję, wymierzane przez broniącą się wszystkimi nogami przed świeżą krwią i takoż skorumpowaną koterię (tfu) prawników. Sądy w Polsce ośmieszały się już wielokrotnie, że wspomnę skazanie kioskarki za 30gr albo emerytki za kradzież kostki masła, czy o orzeczeniu niewinności b. ministra Kaczmarka w milionowej aferze (bo miał prawo kłamać broniąc się przed odpowiedzialnością). To lewo nie służy społeczeństwu, nie służy ludziom. Służy prawnikom, urzędnikom i innym pasożytom. Niczego nie porządkuje, niczego nie ułatwia. Tworzy gąszcz, w którym nawet wykształcony i inteligentny człowiek staje się bezradny, więc musi płacić "przewodnikowi", który tych krzaków nasadził. I o to chodzi!

Smaczku tematowi dodaje komentarz w TV, że "zdaniem ekspertów konieczne będą zmiany w systemie szkoleń" i wypowiedź jakiegoś "eksperta" z Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (o której za moment). Wiadomo do czego zmiany będą zmierzać: do podniesienia kosztów kursów na prawo jazdy!


Wspomniana "Akademia..." - ciekaw jestem na jakich wydziałach i kierunkach kształci, czy prowadzi studia magisterskie, czy tylko licencjackie, a może ma prawo doktoryzowania? Sprawdziłem w necie. To grupka biegłych, która nazwała się "akademią" i szuka reklamy w TV.

Czy są jeszcze słowa, które zachowały swoje znaczenie i ciężar?

30 listopada 2009

Rynek konsumencki i reklama


Parafrazując Sienkiewicza powiem, że obecny rynek konsumencki, a dokładniej: siła nabywcza społeczeństwa, to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie kto żyw dookoła.
Celem prowadzenia działalności gospodarczej nie jest zarabianie w drodze wytwarzania i dostarczania dóbr, ale wydarcie kawałka tego sukna od konkurencji. Korporacje odkryły parę dziesiątków lat temu, że marketing jest bardziej opłacalny od innowacji. Zamiast wymyślać, produkować i sprzedawać własny nowatorski produkt, bardziej opłaca się włożyć siły i środki w marketing, aby wmówić motłochowi, że "mój produkt jest lepszy". Zawsze mam ochotę zapytać Lepszy od czego? ale nie ma z kim rozmawiać...

Weźmy przykład "zamkniętej", izolowanej gospodarki (podobnej, jak nasz cały świat). Przypuśćmy, że w tym "państwie" jest roczne zapotrzebowanie na 1 mln ołówków. Wyprodukowanie i dystrybucja 1 szt kosztuje 50c, sprzedawany jest za 1$. Powiedzmy, że jest dwóch producentów ołówków. Jedni produkują ołówki lakierowane na zielono, drudzy na niebiesko i obaj mają po 50% rynku zyskując rocznie po 250k$.

Teraz zieloni chcąc zwiększyć swój udział w rynku zatrudniają reklamiarza, który będzie wmawiał motłochowi, że zielone są lepsze od niebieskich. Cześć motłochu w to uwierzy, wyrzuci do kosza kupione już niebieskie i kupi zielone, część zrobi to tylko po to, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście są lepsze. Sprzedaż zielonych wzrośnie do 600k szt., zysk zielonych odpowiednio o 50k, ale z tego 20k$ zapłacą reklamiarzowi. Jednak koszt dystrybucji ołówka wzrósł o 20k$/600kszt, czyli o ok. 3%. Zieloni są zadowoleni. Niebiescy w tym czasie sprzedadzą o 40kszt mniej (bo 60kszt niebieskich ołówków wylądowało w koszu). Sprzedaż ołówków sumarycznie wzrosła o 60k...

Jednak motłoch wyrzucił do kosza 60kszt niebieskich ołówków za 60k$. A więc motłoch kupi teraz mniej np. gumy do gaci i będzie przy taśmie produkcyjnej pracował mniej wydajnie, bo 20 razy na dzień będzie musiał podciągać opadające gacie.
Po chwili sytuacja się nieco ustabilizuje. Najpierw niebiescy przełkną stratę i wyrzucą do kosza 100kszt zalegających w magazynie przeterminowanych ołówków, których nikt nie chce kupić, a potem zmniejszą produkcję. Zieloni będą sprzedawać 600kszt (produkowanych 3% drożej, ale nadal z ceną detal. 1$), a niebiescy 400kszt. 20% robotników przeniesie się od niebieskich do zielonych. Pozornie wszystko ok.
Ale teraz niebiescy uznają, że oni nie od macochy, też wezmą reklamiarza i odzyskają swoje 10% rynku. Można tak kilkakrotnie eskalować, wyrzucając w międzyczasie ołówki do kosza (dzięki temu sprzedaż faktycznie chwilami rośnie).

Potem oczywiście zieloni za radą reklamiarza wymyślą ołówki nabłyszczane, które w produkcji będą droższe o 5%, ale w sprzedaży już o 10%, bo reklamiarzowi trzeba zapłacić więcej, (przecież nie z zysku fabrykanta, tylko z ceny detalicznej produktu), a reklamiarz i tak wmówi motłochowi, że nabłyszczanie jest tym, co motłoch musi mieć za każdą cenę, bo inaczej laski na niego nie spojrzą. Każdy motłoch teraz już ma nabłyszczany ołówek i laski znowu patrzą tylko na bicepsy, a motłoch już nie kupi nowych butów (bo wydał na ołówek), a więc przy taśmie będzie się ruszał jeszcze wolniej, bo mu podeszwy klapią.

I tak się to kręci... Najbardziej zadowoleni są reklamiarze, fabrykanci nieco mniej, a motłoch - cóż - jak to motłoch - ciemny, głupi i wydutkany. W opadających gaciach, z klapiącą podeszwą, za to z nabłyszczanym ołówkiem w kieszeni!

25 listopada 2009

No to sobie poblogam.

Już wszyscy blogują, więc postanowiłem moje porozrzucane opinie i wypowiedzi gromadzić w jednym miejscu dając możliwość komentowania ich na bieżąco.
Kilkanaście lat temu pewne moje opinie, pod którymi byłem gotów podpisać się zamieściłem w innej formie. Teraz znajdą się tutaj.

Uważam, że:
  • Więzienia mają być obozami pracy. Więzień ma zarobić.Najpierw na czynsz za zajmowany lokal, potem na pensję dla pokojówek(czyli klawiszy), a na końcu dopiero na swoje papu. Należy więźniom pozwolić prowadzić działalność gospodarczą (spora ich część, to będą obecni przedsiębiorcy).
  • Wykonuje się karę śmierci.
  • Nielegalni imigranci powinni być "wyjęci spod prawa", tj ochrony prawnej. Takiego człowieka w tym kraju nie było - a więc nie mógł go ktoś okraść czy nawet zabić - nie podejmuje się śledztwa.
  • Nie ma karania za "posiadanie aparatury", ;) czyli za potencjalną możliwość popełnienia przestępstwa. A więc wolno jeździć autem po pijoku (dopóki się w kogoś nie stuknie - przecież niejeden z Was, będąc po 2 piwach wie, że nie powinien jechać autem, a jak już pojedzie, to pojedzie baaaardzo ostrożnie. Ostrożniej, niż niejeden krewki młodzian całkiem na trzeźwo), wolno nosić broń, pędzić bimberitp.
  • Każdy obywatel ma prawo odpowiadać (tj. ponieść odpowiedzialność) za swoje decyzje i czyny. Zauważcie, że obecnie prawo traktuje nas jak "gospodarski inwentarz" (czyli jak krowy, kozy, konie i kury) będący własnością państwa. Ileż mamy przepisów zakazujących obywatelowi tego, czym mógłby sobie (wyłącznie sobie!) zrobić krzywdę! Jeśli obywatel np. nie oszczędzał na starość (nie odkładał na złą godzinę), nie ma dzieci, nie uczył się - ma prawo umrzeć z głodu (z nieleczonej choroby) czy tp. Reszta społeczeństwa nie ma obowiązku podtrzymywać go przy życiu. Ale oczywiście każdy chętny do pomocy możeto zrobić. Oczywiście za swoje, a nie za moje pieniądze. W konsekwencji nie ma państwowej (czyli za pieniądze wszystkich, a zarządzanej przez urzędników) pomocy dla słabych. Wspieranie ich może mieć źródło w dobrowolnych datkach (filantropii), poświęceniu rodziny itp.
  • Prawo ma być dla ludzi, a nie dla prawników. A więc każdy przepis prawa jest testowany na absolwentach szkoły podstawowej.Jeśli mniej niż 90% zrozumiało 100% zapisu - to prawo jest do du-y.
  • Za proces legislacyjny płaci "inicjator ustawodawczy" (może to być społeczna ściepka).
  • Za budżet państwa odpowiadają ministrowie osobistym majątkiem, także majątkiem swojej rodziny (do dowolnego pokolenia). Analogicznie samorząd terytorialny.